Zacznijmy od tego, że w tej dziedzinie jak w żadnej chyba innej panuje spory chaos pojęciowy, i to już u jej podstaw. Przede wszystkim warto podkreślać na każdym kroku, że istnieją dwa stany zaburzenia płodności – bezpłodność i niepłodność, i nie są to słowa, których możemy używać zamiennie.
Bezpłodność to stan nieodwracalny – trwała niezdolność do zapłodnienia/zajścia w ciążę.
Może być pierwotna, wrodzona albo wtórna, spowodowana chorobą, wypadkiem, interwencją chirurgiczną. Niepłodność to z kolei stan tymczasowy, niemożność poczęcia w obecnym momencie. Jest to choroba, wywołana przez wiele czynników – brak równowagi hormonalnej, choroby współistniejące, stres, używki czy nadwaga. Często również dochodzą do tego różne bariery psychiczne, wynikające z traum czy lęków.
Warto zdać sobie sprawę, że problem niepłodności (a więc stanu teoretycznie odwracalnego) zaczyna dotykać coraz więcej par – 10-15% w skali kraju, czyli prawie 1 mln. Co więcej, biorąc pod uwagę specyficzny klimat społeczny w Polsce, często „winowajczyniami” tego stanu są kobiety. Tymczasem statystyka jest bezlitosna, ale sprawiedliwa: w 1/3 przypadków niepłodność to problem kobiety, w 1/3 mężczyzny, a w pozostałej 1/3 obojga. Z drugiej strony presja dotyka również mężczyzn - wszak spłodzenie potomka jest traktowanie jako potwierdzenie męskości.
Polska potrzebuje rozmowy
na tematy płodności bardziej
niż kiedykolwiek
Czy w takim klimacie może w ogóle zakiełkować porozumienie pomiędzy osobami, które mają dzieci, albo bardzo chcą, żeby je mieli ci, którzy mieć na razie lub nigdy nie mogą?
Tak, pod warunkiem, że zaczniemy głośno mówić o problemie bez- i niepłodności. Przestaniemy infantylizować te tematy, nazywając „tymi sprawami” albo trywializować je radami w stylu: „odpuśćcie”, „zaadoptujcie sobie”, „korzystajcie z życia, dzieci to kłopot”. Pod warunkiem, że stworzymy jasne definicje i nie będziemy stosować retoryki winy w stosunku do żadnego z partnerów. Polska potrzebuje rozmowy na tematy płodności bardziej niż kiedykolwiek, ale rozmowy z poszanowaniem granic osób, której ona dotyczy. Od czego zacząć? Oddajmy im głos, który tak chętnie zabieramy sami – przy rodzinnych stołach, towarzyskich spotkaniach, w pracy. Jeśli nie mamy podobnych przeżyć, warto posłuchać, zrozumieć, wczuć się w sytuację. Czasami to więcej niż puste, pozbawione znaczenia rady.